Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poległo i on sam, mimo koszuli żelaznej, którą był okryty, śmiertelnym strzałem nawylot rażony został. Znaleziono potem ciało jego wśród winnicy, z ręką na piersi, ale już zimne, które nieszczęśliwemu ojcu odwieziono i pogrzebiono w Stanisławowie.
Kiedy o tem znać dali, król aż zapłakał, bo go kochał, jak syna i wiedział, jaką to sprawi boleść kasztelanowi krakowskiemu; ale to w niczem jego męstwa i ufności w Bogu nie zachwiało. Szliśmy tedy naprzód, wciąż posuwając się, a raczej wdół, gdy przypadło drugie poselstwo, że wyprawiony przed pół godziną przez króla jegomości pan podskarbi nadworny, Modrzejewski, gdy z rozkazami przed linją przejeżdżał, od postrzału także zginął.
Tak się nam ten dzień od fatalnych klęsk poczynał, jak gdyby Bóg stałości naszej chciał próbować, ale i król, mimo żalu, i ks. Marek zagrzewali, ażeby choć do tego miejsca dotrzeć, kędyśmy wedle myśli królewskiej stanąć na noc obozem byli powinni. Gdyśmy się spuszczali coraz z gór, już i cała ona armja Kara-Mustafy pokazywać się nam zaczęła, odsłoniona, a było tego, jak mrowia, tak, że my, choć rozłożeni na przestrzeni znacznej, kupkąśmy się przy nich wydawali. Na samym skraju obozu stały siły główne tureckie, ku nam obrócone, chociaż inne tymczasem dobijać się do miasta i szturmować nie przestawały.
Od rana dnia tego skwar był tak okrutny, jak w kanikułę nikt nie pamiętał; słońce piekło, gdyby rozpalonem żelazem, że się nam szyszaki na łbach palić zdawały, a pot z koni i ludzi strumieniami się lał; pragnienia zaś nie było czem ugasić, ni człeku się czem orzeźwić.