Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cili mu syna, teraz gotów by go nam dać, byle sto tysięcy!!... Ha! ha! mój Doktorze, jakżeście się mogli podjąć takiego targu?? prawda — nie znaliście mnie dobrze, a ludzie są różni.
— Za pozwoleniem, — zawołał zmięszany adwokat, — tu niema ani nadzwyczajnego nic, ani czem byście się mieli obrażać. To po prostu interes. Wy jesteście obrażeni... A — któż wie? może córka wasza ma inne przekonania?...
— Słuszna uwaga, — rzekł spokojnie Ostójski i podnosząc głos zawołał:
— Jakóbek!!
Chłopak zjawił się we drzwiach.
— Proś tu panny Zofii.
— W milczeniu przerywanem tylko prychaniem ze śmiechu Cześnikiewicza, doczekali się przybycia Zosi, która wbiegła, zobaczywszy Fellera, ukłoniła mu się i zbliżyła do ojca.
— Ten pan ma do asińdzki interes, — rzekł ojciec chłodno.
Feller się kłaniał i twarzy pergaminowej usiłował nadać wyraz przyjemny.
— Przepraszam, — ozwał się, — właściwie byłto interes do papy...
— Nie, nie do mnie, — zaprzeczył Ostójski, — do panny Zofii — hrabia Edmund oświadcza się przez usta swego posła, iż zgadza się poślubić cię, bylem ja mu zapłacił sto tysięcy talarów i dał słowo, że w pałacu nie będę bywał, tylko przez garderobę... No, chcesz? masz hrabiowską koronę.
Zosia zmarszczyła się zrazu, a potem się zaczęła śmiać.