Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grosza nie miał przy duszy. Wiedzieli najlepiej ubodzy w miasteczku, szkółka, sieroty na co szły jego dowody... Ci co go bliżej znali byli dlań z uwielbieniem, ale na złośliwych nigdy nie zbywa.
Przy wieczerzy smutnym był i pleban i siostra jego; do tego usposobienia przyczyniało się iż Julian zbyt często się oddalał z plebanii, bawił nieopowiadając się gdzie, wracał smutny, posępny, milczący i nawet matce się nie zwierzał z tajemniczych jakichś obrotów. Wiedzieli że u Ostójskich bywał rzadko i to właśnie trapiło, ze gdzieś się błąkał, a zapytany, niechętnie tłómaczył. Obawiano się nań wpływu pałacowego... gdyż posądzano że tam pono najczęściej chodził i najdłużej przesiadywał. Jednakże Kanonik aby nie martwić matki, matka żeby nie zniechęcać wuja dla syna nie wspominali o tem i unikali rozmowy. Oboje widzieli w nim ze smutkiem wielkim zmianę wcale niepocieszającą. Pracował nad miarę, ale żył z duszą i sercem zamkniętem, z rachubą zimną i troską ciągłą o przyszłość, bez młodzieńczych porywów ku niczemu co zwykło młodość pociągać. W jego wieku to wystygnięcie zawczesne, to opętanie widokami ambicyi i robienia majątku, nie było wcale pocieszającym. Kanonik nie porywczym był w sądzeniu, matka jako matka pobłażającą — obojgu wszakże serce się trwogą ściskało.
I tego dnia talerz przy którem zwykł był Julian zasiadać, niebył zajęty przez ciąg wieczerzy, nie przyszedł na oznaczoną godzinę. Matka patrzała na puste krzesełko i łza się jej w oku kręciła. Mówiła jej na ucho p. Klara o tem iż powszechnie postrzegano że się zbliżał bardzo do pięknej włoszki, nie wierzyła wszak-