Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niechże go z tą jego grzecznością... siostro Klaro, zmiłuj się, kawy czarnej i jakiego likworu czy co?
I poszedł na drugi ganek przyjmować gościa nieproszonego, który się już w sieniach bardzo głośnym śmiechem i przerywanem mówieniem zwiastował.
Ciocia Klara poważnie, z godnością osoby, która się szanować umie, skierowała się ku drzwiom wewnątrz prowadzącym, Kanonik siadł przy siostrze w kątku, Juliana pociągnęła Zosia ku fortepianowi.
— Lubisz pan jeszcze muzykę? — spytała.
— Zapomniałem jej — ale słucham wiele, bo w Niemczech... to pokarm powszedni...
Ledwie rozpoczęli, a tuż wtoczył się Margocki.
Jest to własnością rzeczy naśladowanych, że jeźli oryginału nie karykaturują, wybitniejszemi czynią główne jego cechy. Margocki był kopią arystokratycznego gentelmana, uderzającą charakterystyką pańską. Nie można było powiedzieć by ta kopia była chybioną... owszem artystycznie nawet pojęta i do pewnego stopnia oryginalna, miała wdzięk a mimo to oko znawcy rozpoznawało w niej, że było powtórzonem dziełem ucznia nie mistrza.
Na prawdziwego wielkiego pana, jego wady i przymioty, jego szlachetną piękność i miękką elegancyą, na to comme il faut nie dające się określić, składa się krew, wychowanie, spadek wieków, wpływ otoczenia, tysiące niepochwyconych emanacyi ludzi, świata i przedmiotów... jest on naturalnym owocem i wypadkiem tych sił koniecznym; — naśladowany pan i arystokrata, który może być w duszy czemś jak najmniej do niego podobnym, ubiera się w cudzą suknię i gra gorzej lub lepiej rolę pożyczoną. Margo-