Zasiedli do stołu, na pierwszem miejscu śpiewaczka, kawaler Gerardi, nasz Polak, dalej reszta towarzystwa. Gospodarz, acz miał krzesło, nie siedział, aby czuwać nad kuchnią i podawaniem potraw... Niewiele też mógł jeść, bo mu się gęba od gadania nie zamykała. Miał mówić o czem, o Wenecji, o Polsce, o porze o dostojnych przybyszach, o historji ogrodu i historji domu. Konrad mało się odzywał, był milczący. Niemiec, który doskonale się był w Padwie wyuczył po włosku, Zanaro i gadatliwa Magdalenka śmieli się i zabawiali wszystkich w czasie biesiady, która wcale zła nie była, ale dla cudzoziemca dziwna trochę.
Każdy mniejwięcej tłómaczyć się musiał, zręcznie wyciągnięty na słowo, z powodów przybycia do Wenecji; czynili wszyscy mniej więcej szczere wyznania, których snadź signor Zanaro na coś potrzebował. Gdy kolej przyszła na Polaka, opowiadał otwarcie o pochodzeniu rodziny, o tęsknocie, która go z kraju wygnała, i o zamiarze udania się do Ziemi Świętej.
Usłyszawszy to gospodarz, począł bardzo głową kiwać i ramionami ruszać.
— Niech mnie Bóg uchowa, abym ja, człek pobożny, katolickich rodziców dziecię — rzekł powoli — miał waszą eccellenzę odwodzić od tak pobożnej myśli; mam sobie wszakże za obowiązek oświadczyć wam, że podróż ta ani jest łatwa, ani konieczna dziś, gdy tych samych odpustów dostąpić można, zwiedzając inne kościoły...
— Ale cóż może zastąpić widzenie Palestyny? — rzekł Konrad — poznanie ludzi i krajów nowych?
— Zapewne, — odparł gospodarz — młodość ma takie pragnienia; lecz ja, com się napatrzył już w życiu dużo na odjeżdżających z promieniejącemi twarzami, a wracających żółtych i tęsknych podróżnych, nikogo sumiennie na tę niebezpieczną wędrówkę namawiać nie mogę... Nie liczę tych, których pożegnałem u brzegu »a rivederci«, a których chyba na innym świecie zobaczę.
To mówiąc, westchnął z miną bolesną, i znać było, że nadzieja wypróżnienia podróżnego mieszka polskiego uśmiechała mu się, a boleśnie dla niego było dać go na łup niewiernym.
— Nikt z was o podróży do Jeruzalem — rzekł Zanaro — lepiej objaśnić nie potrafi nademnie, com już seciny wyprawiał; tędyć z Europy ciągną niemal wszyscy, z wyjątkiem Francuzów, co się z Marsylji wyprawują. Pora właśnie po temu — mówił dalej, — wiosną zwykle pielgrzymki się przedsiębiorą, a na Boże Ciało przybywają do nas mnodzy pątnicy z całego świata. Jest też o tym czasie naw dosyć do wyboru, które ztąd płyną do Cypru, Aleksandrji w Egipzie, Aleksandrji Syryjskiej czyli Ale-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/51
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —