Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzucił; teraz ponownie przez Wołodkowicza wyprawiał już piętnaście, byleby z Wojżbunami polubownie skończyć.
Wiedziano o tem, że Dulemba chciał się z panną żenić i na kolanach ją o to prosił, aby go nie odpychała; ale Wojszczanka odpowiedziała mu, iż do niczyjego domu sromu swego wnieść nie chce i nigdy nie pójdzie za nikogo.
Książę się tem gryzł, tak, że spać, ani jeść nie mógł, wołając nieustannie: — A niechże mnie kto od tych Wojżbunów raz uwolni! Dam, co zechcą.
Wołodkowicz, ufając swej swadzie i zręczności, dał słowo Księciu, że na starym zgodę wymoże, a mnie chciał mieć za świadka, aby potem ludzie nie mówili, iż trudu skąpił, lub tym podobnie. Długośmy mówili o tem. Wołodkowicz ręczył, iż nie było jeszcze nigdy przykładu, aby Książę co tak wziął do serca.
Uważałem, że mój towarzysz do zbytku sobie ufał; wyjechał z Nieświeża z tą pewnością, iż Wojżbuna nie w ten to inny sposób weźmie; ale gdym ja począł wątpić, i on jakoś zmilkł z przechwałkami. Teraz i jemu się już to coraz mniej łatwem wydawało.
Burza się nie ustatkowała aż pod noc. Mieliśmy przed sobą lasy same i piachy straszne, po których noga za nogą wlec się było potrzeba; jednakże Wołodkowicz podnocowawszy, konie drugi raz napoiwszy, gdy burza ustała, przed świtem ruszyć kazał. Tak drzemiący dowlekliśmy się do Ostrej Bramy, gdy się godzinki poczynały. Tuśmy się wysiedli pomodlić. Ludzi było niewiele, przedemną tylko klęczała kobieta w żałobie grubej, młoda jeszcze, której twarzy dojrzeć nie mogłem, ale piękna figura pańska i jakaś szlachetność w niej, kazała się domyślać bodaj jakiej księżnej incognito. Gdy śpiewanie się skończyło, a kobieta wstała i obróciła się ku nam chcąc odejść, poznałem w niej Wojżbunównę.