Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy mu się czyja twarz, strój, mina nie podobała, słowa z niego nie dobył. Wszyscy tu szanowali staruszka, Książę go oszczędzał i pozwalał mu więcej niż drugim. Na Wielkanoc, choć święconego nie gotował, miał przecie lepsze niż szlachcic na dwu wioskach, bo mu się na nie wszyscy z okolicy składali. Spraszał wówczas zamkowych i cały tydzień jeść i pić było co.
Gdy mi go zawołać kazano, kopnąłem się, nie wiedząc dobrze gdzie go o tej porze szukać; myślałem już iść się o to pytać JMćpanny Paraski, bo tę zawsze zastać było można u drzwi, bosonogą, na zedelku drzemiącą u kądzieli. Lecz ledwiem do sieni wyszedł, patrzę, wlecze się coś pod górę, poręczy od wschodów trzymając jedną ręką i pacierze pomrukując — aż to — mój Napiórko.
— Książę Wojewoda pana prosi.
Spojrzał na mnie do góry, aż mu białka zaświeciły.
— A no, widzisz asindziej, że idę, bom o tem wiedział...
Jak i zkąd? o to się już nie pytałem. Szedł nie śpiesząc wcale. Jak zwykle pęk kluczów niósł w ręku. Ustąpiłem mu z drogi. Przede drzwiami zdjąwszy czapkę podgoloną głowę począł muskać i owe krzaczyste brwi zawisłe przyprowadzać do porządku. Wszedł potem do antykamery. Spojrzał jeszcze na swoje buty, zapylone były, więc chustę ogromną dobywszy z kieszeni, otrzepał je.
— Niech będzie pochwalony...
Dopiero gdy Książę mu odpowiedział: — „Na wieki wieków!“ dodał:
— Czołem Księciu Wojewodzie...
— A cóż tam u ciebie słychać, panie kochanku? — spytał Książę głosem cichym, ale wesoło. — Ile tam sowa stara na baszcie jaj wysiedziała i czy zdrowe potomstwo jej mości?
Wtem jakby sobie co przypomniał, odwrócił się żywo i Książę zawołał: