Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podstarości, burgrabia, urzędnicy, oficjaliści napróżno oczekiwali, ażeby kogo wezwał do siebie, lub o cokolwiek zapytał. Kazał ich Książę marszałkowi uraczyć po pańsku, a rozmowę i interesa na później odłożył.
Kto nie znał naówczas zamku Bialskiego, nim poszedł w ruinę powoli, ten o nim z późniejszego stanu wyobrażenia mieć nie może. Nie był ci on tak rozległy jak Nieświezki, przecież na najliczniejszy dwór miejsca w nim nie zabrakło, a cale po pańsku, niemal po królewsku był urządzony, choć ze staroświecka. Ogromne sale, gabinety, pokoje zwierciadlane, komnaty na różne gusta przybrane w obrazy, posągi, sprzęt kosztowny, zdobiły go obficie. Dużo izb stało zamkniętych pod kluczem. Z okien wielkiej sali, gdzie się nie tak dawno odbywało wesele księżniczki z kniaziem Massalskim, widok był na staw na Krzmie, który jeszcze podówczas nie zarastał trzciną, sitowiem i tatarakami. Pokoje książęce wygodne były i we wszystko opatrzone. Czego tu mogło braknąć, to dawno przodem z Nieświeża na furgonach przystawiono.
Ledwieśmy stanęli i powoli się uciszać zaczęło na zamku, zadzwoniono po kościołach na Anioł Pański. Książę drgnął, ale czapeczkę jedwabną z głowy ściągnąwszy, pobożnie ręce złożył i modlić się zaczął.
Tu na mnie znowu nocna służba przypadła czemu dosyć rad byłem, bom mojego starego pana kochał, czułem, że dogorywa i ostatnie słowa z ust jego pochwycić miło mi było. Wiedzieliśmy wszyscy, iż policzone miał godziny.
Po tej podróży ze Sławatycz i na twarzy i na siłach opadł bardzo. Szczególniej policzki mu nabrzękły a skóra na nich i na szyi pościągała się, pofałdowała, pogarbiała, aż strach, żółtością jakąś okryła. Przyniesiono mu rosołu i kuropatwę pieczoną; skosztowawszy ich ledwie, odepchnął.
Nie można go było ani rozbawić, ani zająć ni-