Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie słucham nikogo, panie kochanku, a nie, to wam kaszy nagotuję.
— Ale, Mości Księżę! — odezwał się Finke.
— Nie ma ale, panie kochanku — przerwał stary prawie gniewnie — do Białej i kwita. Rygor i posłuszeństwo.
Mówił gorączkowo, wszyscy zamilkli, nieśmiejąc mu się już sprzeciwiać. Doktor wreszcie był tego zdania, że lepiej już usłuchać, aby się gorzej nie niecierpliwił, co szkodzić mogło więcej od podróży.
Po tym wybuchu, który Morawski zażegnał obietnicą, że się do rozkazów stosuje, pomrukując coś jeszcze, ale coraz mniej wyraźnie, począł się wysilony zdrzemywać, i wszyscy na palcach powynosili się cichaczem.
Lecz gdy drzwi otworzyli, ciąg się zrobił, weszło zimniejsze do izby powietrze; uczuł to chory i kożuszek perewistkowy począł na siebie poprawiać. Mimo to, siedząc powoli usnął. Ja też pod piecem na stołku drzemać począłem, i tak prześniliśmy aż do dnia.
Ze dniem ruch na folwarku, po stajniach, w dziedzińcu, począł się wielki, bo już do Białej ruszać się trzeba było nieodmiennie.
Podróż ze Sławatycz długą nie była, ale utrapioną, z powodu dróg tutejszych. Kraj to płaski, nizina, piaski, moczary i lasy, jak nie grobla, to piachy, a w lesie po korzeniach sosnowych, po dołach i kępach też nie wyśmienicie, miejscami brody, jeszcze szczęście jeżeli niegrzązkie, w które wjechawszy polecaj się Bogu, bo nie wiadomo jak głęboko zajedziesz, czasem i tłomokom się dostanie. Na piasku koła prawie po kłódki grzęzną, na grobelkach z kamienia na kamień stuk, puk, z kałuży w kałużę, z kolei w kolej. Wozy te koleje porznęły głęboko i wedle swojej miary; wjedzie chłopski wózek w nie, to mu nic, nawykł do tego, ale półtoraczna landara jak się w jednę kolej zarznie, drugiem kołem na wysokościach, a jakby obie