Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to ty? zalecasz mi się? hę? Alem ja już goły! Rozdałem co gdzie było. Wczoraj u kuchcika tynfa pożyczyłem w sekrecie przed kasjerem, i to ledwie mi go pokredytował, musiałem zastaw dać i oblig pod pieczęcią! Takie czasy! panie kochanku.
— Ja, Mości Książę, chcę mu służyć przez miłość dla niego, a nie z żadnej chciwości.
— Milczałbyś i nie bredził, kto może kochać taką starą gniliznę?
Wnet pomiarkowawszy, że mnie to dotknąć mogło, poprawił się śmiejąc:
— Bóg ci zapłać za dobre serce... ale czem ja ci wywdzięczę? boć zawsze, piękne za nadobne, w długu nie chcę zostać, panie kochanku. Wiesz co, chyba, jak stara baba, bajki ci prawić będę, choć mi w gardle zasycha. Jak się odemnie ich nauczysz, na starość będziesz chodził z niemi po dworach, panie kochanku. Ale ty może bajki moje znasz? hę?
— Nie wielem ich słyszał, Mości Książę.
— Bajki, bajki, panie kochanku — począł pomrukując. — Wszystko to za bajki się liczy. Jakbym ci powiedział co nas z Prozorem, Rejtenem i Syruciem spotkało, i tobyś wziął za bajkę.
— Książę się męczy.
— Co tobie do tego? tyś nie doktor, panie kochanku. — I począł bardzo prędko: — Wybraliśmy się na odkrycie nowych krajów do Panflagonii, panie kochanku. Wiesz gdzie Panflagonia?
— Nie, Mości Książę.
— Panflagonia leży za Mezopotamią, a teraz wiesz? panie kochanku.
— Wiem.
— Tameśmy tedy natrafili na taki kraj, gdzie ludzie nagle skarłowacieli. Zabawna była rzecz, bo wnuki w dziadowskich butach bardzo wygodnie mieszkać mogli z całem gospodarstwem. Nie śpisz Glinka?
— Nie, Mości Książę.
— Jedną starą szablę gdy przyszło zdjąć z gwoź-