Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wego! — zawołał chyba ci za to trzeba zapłacić, żeś u mnie Wiskitki wziął?
— Nie, mości Książę, ale Radziwiłłowskie słowo dla mnie święte, a jam się dowiedział gdzie Wojżbunówna, i mam sto dukatów.
Rzucił się tedy, i przystąpiwszy do mnie, położył mi ręce obie na ramionach.
— Cóżeś się ty, panie kochanku, dowiedział?
Dopierom mu wszystko wyśpiewał. Słuchał milczący, kazał sobie jej słowa powtarzać, opisywać jak wyglądała, ale zaraz posmutniał.
— Na imię Wojżbunówny — rzekł — trzeba klasztorowi wyznaczyć zasiłek, dopóki jej życia. Wasan mi to urządzisz, aby ona o tem nie wiedziała, tylko panna starsza. Sto dukatów wysłużyłeś sobie, i to ci, panie kochanku, jutro zapłacić każę, jeśli w kasie pieniądze są, bo ty sam wiesz, że u mnie teraz grosza ze świecą szukać trzeba.
Taką mi historję opowiadał Wiśniowski, dodając jeszcze o Dulembie, iż długo napróżno konkurując o pannę, wreszcie abszyt z wojska wziął i na wsi zakopał się przy starym ojcu. Potem się już nie ożenił wcale. Siedział na wsi i piosenki młode śpiewał powzdychiwając, wierny tej pierwszej miłości, której się nie pozbył nigdy. Księciu o nim doniesiono i radby go sobie był w jaki sposób pozyskał, lecz nie znaleźli na to sposobu.
Nigdy noga jego nie postała w Nieświeżu, a gdy na drodze bywało spotkał się z Księciem, poznawszy po dworze, przesadzał rów i w pole ruszał, żeby na niego nie patrzeć. Książę był z tego markotny w początku, a na ostatku gniewny, ale jedno ni drugie nie pomogło.


∗             ∗