Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piór, wolno ruszyły naprzód, mijając pałac Sapieżyński Kanclerza Lwa, potém zaułkiem Bernardyńskim na ulicę Zamkową; ztąd wprost już mimo Radziwiłłowskiego pałacu ku kamienicy Chodkiewiczowskiéj Jana Karola.
Odwrócił się z umysłu ku Cerkwi twarzą Kasztellan, gdy mimo okien Wojewody jechał, a służba ciekawa z bramy wypadła patrząc na niego, szepcząc i śmieszki strojąc. Poważny dwór Kasztellana zdawał się na to nie zważać; lecz w chwili, gdy okna mijali, uchyliło się jedno, ukazała się czarna broda Wojewody, i wyraz, bannita, zcicha wyrzeczony, padł na ulicę.
Nie odwrócił się Kasztellan, lecz twarz jego zapłonęła, ręka ścisnęła mocno za rękojeść szabli, a w duchu wyrzekł pobożny.
— Ofiaruję to do twoich ran Jezu Chryste, dopomóż wytrzymać.
Kolassa chyżo przesunęła się pod murami Kardynalij, i zastanowiła się u wrót kamienicy.
Kasztellan wysiadł.