Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

decydował, na siebie bierze ukończenie interesu matrymonjalnego.
Dwa tygodnie upłynęły w takiem życiu nieznośnem, dwa tygodnie wrzawliwe, w ciągu których codzień prawie po kilka godzin spędzał Tadeusz z panną Klarą. Klara za wcześnie pani siebie i swej woli, — gdyż ojciec i brat zajęci byli nieustannie zawiązywaniem przyjacielskich u kielicha stosunków — była raczej niewiastą już dojrzałą niż dziewicą. Nawykła sama kierować sobą, nie miała bojaźliwości panieńskiej, ani przesadnej delikatności piętnastoletniej z klasztoru wychodzącej dzieweczki; mowa jej, ruch, uśmiech, krok każdy okazywał w niej charakter wyrobiony, nieugięty i stały. Gospodyni zawołana, pracowita, zabiegła, gdy ojciec interesa robił na piwie i winie, brat biegał za sprawą, ona myślała z czego dać im pić, jeść i skąd wziąć pieniędzy. U niej były kasa, rachunki, przy niej zarząd cały, korespondencja z ekonomem i troska o jutro na jej głowie. Nie miała ona wdzięku kobiety, ani ją zaprzątała piękność lub chęć podobania się; myślała o życiu, biorąc je ze strony zimnej, smutnej, ubogiej, kłopotliwej. Nie było też w niej nic czemby się podobać mogła, prócz rozsądku chłodnego, prócz rzutu oka na świat wytrawnego i zdrowego. Mowa jej była raczej męska niż kobieca, przyjęcie śmiałe, lubiła szydzić, a żartowała rubasznie i wcale nie oglądając się, co na to ludzie powiedzą. Zrazu zdziwił się jej Tadeusz, potem podobała się otwartość jej niezwykła, w ostatku zajęła go i pociągnęła niepojętym sposobem.