Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stryju kochany, — odrzucił Alfred — dziś na urodzenie nikt nie uważa.
Niepodobna było, straszniejszej rzeczy, surowiej i otwarciej powiedzieć. Otwarte usta hrabiego, zamknęły się gwałtownie, zacięły, zsiniał, zbladł potem i rzuciwszy okiem na Alfreda.
— Każdy jest panem swojego przekonania i czynności. Waćpan panie hrabio możesz przyjaźnić się z kim chcesz, żyć z kim się podoba, wierzyć w co ci wierzyć każą mędrkowie, ja trzymam się starych obyczajów i wiary. Un manant est un manant, un villain, — s’il n’est pas pis. Ostatnich słów domówił z gniewem, odwrócił się i odszedł.
Alfred zmilkł.
— Ten człowiek, — szepnął do Misi, — ma tyle delikatności, że sam wejść nie śmiał, chociażem go o to prosił, ale przezemnie pyta stryja, czy mu się prezentować i dziękować sobie pozwoli.
— Słyszysz papo! — zawołała Misia powtarzając słowa Alfreda z oburzeniem prawie. — Prawdziwie — ja nie poznaję papy — z twojem sercem.
— Proś więc go sama kiedy chcesz — rzekł hrabia — niech wnijdzie, ukłoni się i idzie sobie do licha.
— Jeśli tak, niech lepiej nie wchodzi, zawołał Alfred — nie przywykł do podobnego obejścia.
— Przywyknie! — przerwał hrabia, — chcesz-że mi go narzucić za towarzysza?
— Skarzyć by się na to nie można — jest to człowiek tak dalece wyższy, tak ukształcony.
— Dajże mi pokój z pochwałami.
Misia i Alfred radzili się wejrzeniem co począć.
— Idę go prosić — odezwała się Michalina.
— Jak chcesz, — z gniewem mruknął ojciec, i postąpił ku gankowi, jakby uciekał.
Drzwi się otwarły, chwilka upłynęła, Misia wiodąc za sobą bladego jak ściana Eustachego weszła do salonu. W sieni już poczęła wesołą i ośmielającą go rozmowę. Na widok hrabiego, który brwi namarszczył i nasrożył się umyślnie, przybyły nie wiedział co począć. Alfred