Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią nie ważąc się, całkiem wypowiedzieć swej myśli, nie był od niej zrozumiany. Misia napomykane często przez ojca myśli, o tem, że nie ma nic pewnego w związku jej z Alfredem, wszystko od niej zależy, że jej zmuszać nie chce i t. p. wzięła za ostrożność ojcowską, za bojaźń z jego strony, aby narzucony kuzynek, jako narzucony odrzuconym nie był. Nie domyślała się wcale prawdziwego powodu, zobojętnienia stryja dla Alfreda.
Ona, nie przywiązała się jeszcze do nikogo, jak się zdawało. Często bardzo odwiedzający młodzi, nie zrobili na niej żadnego wrażenia, pomimo dobrego wychowania, wytworności talentów, zalecających ich imion, związków, majątków — nie wyróżniała szczególniej żadnego. Wesoła, śmiała i poufała ze wszystkiemi, dla wszystkich była obojętnie grzeczną; a w tych pół wyraźnych, wpół osłonionych oświadczeniach, które wolno jest zrozumieć, wolno niby nie widzieć, zdawała się niedomyślać znaczenia. Kiedy przed nią ojciec wychwalał którego, odpowiadała zwykle:
— Między niemi wszystkiemi nie mogę znaleźć żadnej różnicy. Wszyscy zdają się być jednej myśli, jednego charakteru, tak jak są jednego ubrania, jednej prawie fizjognomji — podobają mi się wszyscy zarówno, nikt z nich szczególnie. Byłoby to niesprawiedliwością, jednego z tych panów przenieść nad drugiego, tak są do siebie podobni. Pokochawszy jednego, musiałabym wszystkich — czekajmy.