Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem ciekawa. W twoim gabinecie? — spytała podnosząc się.
— Znajdę go później!
— Ale ja bo chcę zaraz papo, ja chcę!
— O! zepsute dziecko!
— Sameś mnie zepsuł papo; znoś-że teraz i słuchaj twojej Misi. Ten list?
— Jest w moim pokoju! — rzekł ojciec. — Pędem porwała się Misia i pobiegła. Hrabia uśmiechnął się do pani des Roches i rzekł:
— Co za niepokonane dziewczę!
— To anioł! — odpowiedziała Francuzka.
— Uparty aniołek! — Ale tem lepiej, będzie miała charakter (elle aura du caractére).
Misia wracała zwycięzka, wesoła, z listem w ręku, który już po drodze przebiegała oczyma z wielkiem zajęciem.
— Nie daruję ci nigdy papeczko! nigdy! żeby mi też nie powiedzieć zaraz o liście — nie dać go zaraz! List tak zajmujący! tak ciekawy! od Alfreda!
— Wszak go masz.
— Teraz! kiedym ci go prawie gwałtem wzięła, zamiast mieć go wczoraj jeszcze!
I pogroziła ojcu na nosku.
— Zobaczysz, papo, co ci zrobię?
— Naprzykład?
— Wszystkie twoje projekta zniszczę, Alfreda nie zechcę — i...
Tu schyliła się do ucha hrabiego — szepcząc.
— Pójdę za mąż, jak pani D...
Ojciec udawał, że się śmieje, ale poczerwieniał cały.
— Rób sobie duszko, co chcesz! ty wiesz jak cię kocham, i że w niczem nie umiem ci się sprzeciwić! Wmawiasz mi napróżno jakieś projekta, których nigdy nie miałem.
— Doskonale! Zapierasz się więc?
— O niczem nie wiem!
— Nie myślałeś o Alfredzie dla mnie?
— Ale nie — z nieukontentowaniem rzekł hrabia.