Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznością przyjmę spełnienie jego — ale nie inaczej; aż Michalina na to dobrowolnie zezwoli.
— Staraj się o nią!
— Starałem — odpowiedział synowiec — ale zdaje mi się napróżno.
— Mogę jej powiedzieć, żeś mi się o nią oświadczył?
— Z tem, że miałbym sobie za szczęście ten związek, gdyby nań chciała z dobrej woli pozwolić. Ale nic jej wiązać nie powinno, ani ciebie kochany stryju, ani słowo dane, ani żaden inny wzgląd.
Hrabia odjechał, nie mogąc pojąć, dla czego mu było tak trudno, wydać piękną, młodą, miłą, bogatą córkę; dla czego Alfred tak zimno przyjął jego propozycję.
Nazajutrz oświadczył córce.
— Pomówię o tem z Alfredem — odpowiedziała — niech przyjedzie.
Dano mu znać, pospieszył, hrabia niecierpliwie wyglądał końca.
Wieczorem Misia została sam na sam z bratem.
— Prawda to? — spytała go — że oświadczyłeś się ojcu o moją rękę?
— Oświadczyłem, że byłbym szczęśliwym z tego związku, ale z tem, jeślibyś go także żądała i zezwoliła dobrowolnie, na nic a na nic się nie oglądając. Jeślim zasłużył na trochę przywiązania, litości.
— Ty wiesz Alfredzie, co się w mojem sercu dzieje — przerwała — kilka lat ubiegłych nie zmieniły mnie, odebrały tylko jeśli kiedy jaka być mogła, nadzieję, obrały z marzeń łudzących — dziś jak dawniej kocham go. Jeśli z tą chorobą serca, z tym wiecznym smutkiem i tęsknotą, chcesz mnie wziąść jako przyjaciółkę, jako towarzyszkę; jeśli chcesz moim urzędowym zostać obrońcą — będę twoją. Dla ciebie więcej szacunku, więcej mam przywiązania, niż dla innych. Gdyby nie on — czuję to, byłabym cię kochała. Chcesz-że mnie wziąść tak?
Alfred zamilkł.