Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Orbeka po tych zeznaniach poufnych, wyobraziwszy sobie, że to jest rzecz kilkudziesięciu dukatów, poszedł natychmiast do Dyzmańskiego. Tu dopiero został należycie objaśnionym, że przyzwoite osoby innych jak kaszmirowe szale nie nosiły, że pąsowy w palmy był najmodniejszy, że turkusowe także wielce poszukiwano, że białe pięknie ubierały osoby wysmukłe i słusznego wzrostu, i że prawdziwy szal w pyszném pudle, z kawałkiem piżma, które go od mólów broniło, kosztować mógł od dwóchset do pięciuset, a nawet do tysiąca dukatów.
Zmięszał się wielce pan Walenty, i pierwszym razem odszedł nic nie postanowiwszy, z bólem głowy. Nazajutrz usłyszał znowu jakąś boleściwą historyą szalu, przy wyjściu z wieczoru od sędzinéj, Mira była w rozpaczy, dostała migreny, nerwów, i potrzeba było leciéć po Gagatkiewicza. Dwa dni siedziała z głową związaną, nikogo nie przyjmując.
Trzeciego dnia przyniesiono śliczny szal turkusowy w pudle z bronzami, Mira uklękła przed Orbeką.
— Tyś anioł! tyś święty! ja ciebie nie byłam wartą, nie jestem... zawołała w zapale. Orbeka się rozpłakał, a chora została uzdrowioną i tegoż wieczora pojechała do sędzinéj, aby się szalem swym pochwalić.
Wróciwszy do skromnéj izdebki, którą zajmował w przeciwległéj kamienicy od tyłu, Orbeka smutny obrachował co już stracił. Oprócz powozu, koni, szalu, mnóstwo drobnych wydatków przeszły przez jego kieszeń, w domu za wszystko niemal płacił, część znaczna kapitału wziętego za Krzywosielce, już się była rozpłynęła.
— Co daléj będzie? pytał sam siebie.