Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po wyjeździe Orbeki, udać się do Warszawy, niepostrzeżona tam czuwać nad nim, i czekać téj chwili, gdy mu będzie potrzebną.
Z tak osnutym planem, wszelką oznakę czułości odkładając na stronę, Anulka musiała ofiary przyjmować.
Zdziwił się Orbeka znajdując ją tak obojętną, zrezygnowaną i zimną, lękał się przesadzonych czułości, oświadczeń przywiązania, łez, trafił na chłodny rozsądek i żelazną jakąś odrętwiałość.
Anulka skłoniła mu się do kolan, patryarchalnym obyczajem dziękując za jego dary, a Orbeka wprędce skończywszy przykrą rozmowę, odszedł z lżejszém sercem. Jednakże — jednakże... westchnął nad człowiekiem, nad przywiązaniem ludzkiém, nad tém, co się zowie miłością, wdzięcznością — zdawało mu się, że Anulka powinna była serdeczniejszą się przy rozstaniu okazać!
Kobieta, gdy raz postanowi coś i sercem stanie przy swéj myśli, w wykonaniu jest upartszą, zaciętszą od mężczyzny. Orbeka darowawszy jéj ogółem ruchomości, nie wchodził już w to co do nich należało, chroma zagarnęła co tylko z tego tytułu godziło się zabrać i w skutek umowy z nowym nabywcą, okazawszy się w targu trudną, wzięła od niego dość znaczną summkę, gdyż nowy dziedzic wszystkiego potrzebował. Zwiększyło to mienie Anulki, oczekującéj tylko na wyjazd Orbeki, aby natychmiast za nim pociągnąć.
Pan Walenty, który tyle lat spokojnych przebył w téj wsi swéj, dla którego ona tyle w sobie mieściła pamiątek, był pod tak żelazném jarzmem swéj namiętności, że o wszystkiém zapomniał, nie rzucił okiem na to gniazdko ciche. W chwili odjazdu poszedł do Anulki, zastał ją zmięszaną, smutną, ale dziwnie zre-