Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co się Wmość kniaziu tak zamyślił? — spytał Wydżga.
— Jest o czem; myślę, gdzie dzieci zaprowadzę.
— Ba! a jużciż do sto haków! nie gdzie, tylko do mnie. Teraz, Bóg świadkiem, złamanego szeląga nie wymieciesz u mnie; ale pod św. Jan zapłacę tradytora i wprowadzę napowrót do Hołubszczyzny.
Kniaź stary, któremu dwie łzy błyszczały w oczach, uścisnął milcząc Wydżgę.
— Jeśli innej rady nie znajdę, przyjmę pomoc waszą. Ale będziemy ci chleb zjadając, pracować poczciwie.
— Co to ja już do stu haków taki hołysz, żebym się czem podzielić nie miał — junacząc zawołał Wydżga.
— Ja także dam ofiarę — rzekł zcicha Klimowicz.
Kniaź nic nie odpowiedział.
— Do roboty! — rzekł do syna — chodź waść pakować się a przewozić z rzeczami.
I ścisnąwszy jeszcze raz rękę Wydźgi, wyszli kniaziowie. Klimowicz widząc się opuszczonym, bo i Wydżga ruszył po furmanki, wyszedł, siadł na wózek i odjechał. Eufrozyna została samą, chwilę zdawała się dumać, potem otrząsnęła głowę, jakby myśli chciała z niej zrzucić i zaczęła się krzątać.
— Co to jest! co to jest! — z krzykiem i płaczem spytała wpadająca Magda — co za nowe nieszczęście? Kniaź stary poszedł pakować! albo nas i z tego kąta pędzą?
— Podobno, moja kochana — smutnie odparła Eufrozyna — i my dwie tutaj tylko zawadą.
— A któż będzie śmiał ostatnie przytulisko Holubów zająć?
Eufrozyna ruszyła ramionami.
W przygotowaniach upłynęła dnia reszta. Stary Ostafi słowa nie wyrzekł narzekając, nie poskarżył się, nie odezwał, przygotował się do ustąpienia tylko w milczeniu, i cała rodzina wieczorem siedząc na tłumoczkach i zniesionej reszcie sprzętów, milczała. Eufrozyna