Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

On ukarze! Jemu zostawiam sprawiedliwość nad tobą.
— Kniaziu! na Boga żywego ci się klnę, nie chciałem im oddać papierów.
— Wiem, ale chciałeś je spalić, to dla mnie jedno.
— Skusili mnie! Jak Boga żywego kocham skusili, skorrumpowali słabego, żałuję, żałuję.
— Tak, żałujesz gdy się lękasz.
Jurysta, w którym reszta pozostała uczucia, porwał się z ziemi.
— Słuchaj kniaziu, — rzekł, — to nauka, której w życiu nie zapomnę. U grobu stoję, na zbawienie ci przysięgam, poprawię się. Wzgardą swoją ukarałeś mnie boleśniej, niż najsroższym razem. Podniosę się z tej podłości.
I wyprostował się mały człowiek, na którego w tej chwili padł pogardliwy, dumny wzrok kniazia.
Milcząc odchodził Ostafi.
Jurysta zatrzymał go we drzwiach.
— Czego chcesz odemnie?
— Kniaziu! daruj! Chcę się poprawić!
— Popraw się sobie! Cóż mi do tego.
— Daruj, dla miłości Zbawiciela.
— Daruję, ale gardzę.
— Wróć mi zaufanie.
— Mości panie! tego za nadto, — rzekł starzec, — drwisz ze mnie.
— Boże mnie skarż, mówię szczerze! mówię z serca. Zaufaj mi! Chwila ta nigdy nie wyjdzie z pamięci. Chcę resztę życia poświęcić na poprawienie złego, którem zrobił. Zaufaj mi, biorę twą sprawę i wygracie!
Ten czarodziejski wyraz: wygracie! połechtał starca; nic nie rzekł, ale spojrzał na niego.
Prawnik chwycił go i począł całować w ramię z zapałem, łzy toczyły mu się po twarzy.
— Powierz mi sprawę! Ja nie jestem godny zaufania twego! Ja wprzódy podjąłem się w myśli przydania was, ale teraz! Ja nie wiem, jedna chwila cał-