Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Śmiał to powiedzieć! Zdrajca! masz słuszność synu! Chce nas sprzedać! Co mu na to odpowiedziałeś?
— Odpowiedziałem, że gdybyśmy z głodu do ostatniego wymarli, poczciwego imienia nie sprzedamy! On mi odparł dość zimno: — to pomrzecie.
— Tak! pomrzemy, ale nie zginiem, zginą z nami prześladowcy i złodzieje! To wszystko? — spytał stary.
— Wszystko — rzekł Dymitr. — Zdaje się, żem słusznie posądził Hrynicza?
— Nic pewniejszego, zdrajca. Teraz wszystko widzę jak na dłoni. Nastawiony był na nas. Ale poczekajcie! rzecz nieskończona jeszcze!
— W mieście — dorzucił syn — mówili mi żydzi, których rozpytywałem, że Hrynicz ma skryte konszachty z naszym prześladowcą, z tym, który chce się zwać kniazkiem imieniem naszem. Często biegają do niego posłańcy, czasem sam ów Hołub przyjeżdża.
— Nie nazywajże go naszem imieniem! to chama kawał, a zowie się Chołupski, wiesz przecie. Imię kniaziów Hołubów, ty tylko, ja i siostra twoja nosić mamy prawo, nikt na świecie więcej. A teraz do Hrynicza! — zawołał — nie trzeba tracić chwili, jadę zaraz.
— Ty ojcze?
— Ja i waść Dymitrze, pojedziemy razem!
— Razem? — spytał syn nieśmiało.
— A! prawda! zapomniałem, że jednego tylko konia ma dwóch kniaziów Hołubów; pojadę więc sam. Obu nas nie uniósłby żaden.
— Daj mi rozkaz twój ojcze, a ja pojadę i przysięgam, że się sprawię wedle rozkazania. Może być niebezpieczeństwo! Kto wie, czy na nas gdzie nie czatują. Takby się pozbyć chcieli!
— Ba! zginąć to fraszka! — odrzekł stary — a gdyby jakich czterech wreszcie, albo i pięciu napadło, dałbym sobie przeciwko nim rady. Szablisko, para siodłowych szczekaczy, wreszcie tulich dziadowski za pasem. Wezmę spodem kaftan, jeśli myślisz, że mi się co stać może.