Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przybyły milczał, czekając widać wyraźniejszego pytania.
— Mów-że no, mój chłopcze. Złe czy dobre mnie już staremu tak jak jedno. Dla was to mnie obchodzi tylko. Cobym mógł zyskać? Byłeś w mieście?
— Byłem, kniaziu.
— Cóżeś tam słyszał od Hrynicza?
— Złe tylko. Nie ma nadziei wybrnięcia dla nas. Ubóstwo zapiera drogę wszędzie, a z kniaziowstwa się śmieją, gdy się okrywa starym kubrakiem; Hrynicz powiada, że sprawa nasza najgorzej stoi.
— Byłem tego pewien, mój chłopcze! To rzeczy przewidziane. Siadaj-no, siadaj, zmęczony jesteś!
Młody usiadł, ale na brzeżku kufra u drzwi; stary mówił dalej:
— Tak to, mości panie, po wiek wieków bywało! Jeślim popróbował dobyć się z ubóstwa i upokorzenia, w jakie nas Pan Bóg wtrącił, toć nie dla mojej siwej głowy, której dosyć tej słomianej strzechy, ale dla was moje dzieci. Myślałem, dopełnię obowiązku, spróbuję, a jeśli nic się nie uda, przynajmniej umrę z sumieniem spokojnem. Stare nasze kniaziowstwo przykryje siermięga i zapomnienie! Wola Boża, a wola Jego święta.
I zadumał się stary.
— A! a! a przecież — rzekł po chwili — i w żyłach czuję, że mi poczciwa krew płynie i dowody mamy nie lada, żeśmy właśnie potomkowie prawdziwych kniaziów tutejszych. Ale ręka Wszechmogącego cięży nad nami za jakiś może nieznany grzech pradziadów! I z pokolenia w pokolenie gaśniemy, upadamy, giniemy; a imię nasze, święta puścizna ojcowska! trzebaż, aby je nosił kto inny i przywłaszczyciel! Ha! ha! taki los zwyciężonych; gdybyśmy upadli cicho jak stary dąb w głębokiej puszczy, co się przez wieki powolnie chyli do upadku, nie dośćby jeszcze może było sprawiedliwej kary Bożej i utrapienia. Trzeba suchem okiem patrzeć na pohańbienie i Panu Bogu je ofiarować.