Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

schodząca w dodawaniu odwagi załodze, udział po posterunkach ważniejszych mającej. Reszta modliła się w kościele i oczekiwała mszy pasterskiej.
Ruch niezwykły w obozie, ognie gęste, oznajmywały coś grożącego tej nocy, ale Bóg wstrzymał Szwedów od kroków. Dziwnym sposobem nie zaczepił nieprzyjaciel oblężonych, aż po zupełnem ukończeniu nabożeństwa.
O samem południu, zaryczały działa od północy, i żelazne bomby na mury klasztoru tak gęsto padać zaczęły, że w wielu miejscach podziurawiły ściany, gruzem, pyłem, kurzawą, dymem napełniając korytarze i budowy. Ogniste kule z zażegniętemi smolnemi sznury, jak węże płomienne leciały na dachy; granaty w niezwykłej liczbie roztrzaskiwały się po podwórcach, po dziedzińcach, nie tyle szkody, ile strachu i swędu czyniąc. Tych to kul żelaznych i prochem ładownych, — powiada Kordecki, — rzuconych w miejsca, gdzie najwięcej było ludzi, pękających i obłamkami kaleczących, najbardziej się obawiano. Jedna taka bomba przed kuchnią znaleziona nie pęknięta; druga tocząc się przez podwórze, pokruszyła potem szyby w oknach i drzwi połupała. Ku wieczorowi jedno działo najwięcej szkodzące oblężonym, rozsadzone zostało, i tak skończył się ten nowy epizod.
Powszechna wieść chodziła, i świadkowie na to liczni stawali, że kule działowe nieprzyjacielskie odskakiwały od murów, a na nich samych się zwracały. Wielu było niedowiarków co temu przeczyli, ale tegoż dnia Narodzenia Pańskiego, Piotr Okrasa, jadący z Dzbowa do obozu, upewniał, że widział jak kula odbita od murów, zwróciła się na owe szkodliwe działo; rozsadziła je i artylerzystę zabiła. Kula ta była takiej wielkości, iż z klasztoru puszczona być nie mogła. Od rozsadzenia tego działa, które tak straszliwie pękło, że na kilkoro staj drzewa szczęty rozrzuciło, ucichły armaty i więcej się słyszeć nie dały. Jakaś moc wyższa wstrzymała Szwedów, choć dostatek prochów i dział mieli.
Wieczorem pisał Miller do oblężonych. „Listy wasze zwyczajnie dym czczy nam przynoszą, dymu i pło-