Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Wanda (szybko).

Ona? To fałsz! To sama cnota, to anioł! A gdybym nie tak go kochała, nigdybym. Teraz nawet wspomniawszy na królowę, gotowam uciec i jej szczęściu swoje poświęcić. Ty wiesz Przemysławie, jak go kocham; miłość czyni mnie występną, niewdzięczną, szaloną. Wacław dla mnie nie jest królem, jest Wacławem tylko; patrząc na niego, zapominam o wszystkich i o wszystkiem. Na cóż Wacław jest królem, a Joanna jego żoną!

Przemysław (uśmiechając się).

I ksiądz Jan od ciebie piękniejszego nie powie kazania. Ty królowej żałujesz, gotowa jesteś poświęcić jej swoje szczęście; a czy wiesz, że ona, ten twój anioł, nienawidzi i ciebie — gotowaby cię w łyżce wody utopić, gdyby mogła; — stara się ciebie stąd wygnać.

Wanda.

Ona! tak dobra dla mnie!

Przemysław.

Czyż nie wiesz, że w każdym człowieku jest dwóch ludzi: jeden od świata na pokaz, drugi tajemny i skryty; pierwszy ubrany w fałszywą powierzchowność, drugi prawdziwy i szczery. Ona się uśmiecha do ciebie w komnatach zamkowych, w kościele; lecz gdy jest sama z sobą, ze swemi poufałemi, wówczas nie kryje swej nienawiści. Nie żałuj jej, bo ona by ciebie nie żałowała.

Wanda.

Pojąć tego nie mogę. Królowa! ona!

Przemysław.

Tak jest, tak jest, ja ci ręczę, ja wiem dobrze. Nikt nas nie słyszy? (ogląda się).

Wanda.

Czegóżeś tak niespokojny? nie ma nikogo.