Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.1.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bożem zesłany, aby mu w pielgrzymce towarzyszył, aby czuwał nad nim.
I znowu niebo jaśniało spokojnie, a oczy wszech duchów zstąpiły śledzić żywot wygnanego na chwilę brata.
Złotowłose dziecię igrało na zielonym trawniku i zadumane głęboko, wsparło główkę na ręce matki.
— Aniołku mój, co ci to jest? — spytała kobieta.
— Matuniu — zadźwięczał głosik miły — nie wiem co mi to, ale niepokój mnie ogarnia, chciałbym zasnąć. We śnie widzę drugie, lepsze życie i jaśniejszy świat, ku któremu serce mnie ciągnie. Tu chłodno, tu ciemno, tu pusto.
— Przy mnie? — spytała matka.
— A nawet przy tobie.
— Dziecię moje, aniołku drogi, nie świat to snów i marzeń, ale świat życia ci się uśmiecha, chcesz odlecieć odemnie i nie powrócić więcej.
— O nie! o nie, matuniu! Boję się oddalić od ciebie i nie pragnę nic, tylko marzyć, a spać sny mojemi.
— Biedne dziecko.
I zapłakała matka, ale nie nad niem — nad sobą.
Złotowłosy synek stulił powieki, usnął i znalazł się w niebie ojczystem.
— Jak ci jest na ziemi? — spytały go duchy tuląc główki do niego.
— Smutno i ciężko, bracia, bo jeszcze młoda dusza wciąż ku wam się zrywa. Tak tam długie chwile, gdy nasza wieczność tak krótka i szybka!
— I już, już zbrukane masz skrzydła! — zawołali bracia wystraszeni.
— Tak mi one ociężały! — westchnął wysłaniec — ledwiem niemi ku wam doleciał. Rozgrzejcie mnie, proszę, rozgrzejcie.
Otuliły go, owiały ciepłem tchnieniem niebios anioły, aż sen się przerwał i duch znowu na ziemię powrócić musiał. Zbudził się by ujrzeć jeszcze płynące łzy matki.