Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widzę wszystko około siebie, nie mogę oznaczyć chwili, w któréj ze stanu jawy przechodzę w uśpienie. Ogarnia jakiś — nie wiém — hypnotyzm... rzeczywistość miesza się w najosobliwszy sposób z marzeniem...
Naówczas przedmioty, które mam przed oczyma, ulegają metamorfozom dziwacznym... Słyszę głosy, które się rodzą z szelestów liści i mruczenia wiatru... Światło lampki przedzierzga się w postacie jasne — nieznajome, a znane tylko we snach..
Bardzo wiele osób, dawno zmarłych, zjawia się z własném nazwiskiem, ale w zupełnie nowém ciele...
Wiém jakoś, że to jest X..., ale nie podobny wcale do tego, którego ja sobie przypominam...
Tak samo miejscowości dziwne odwiedzam tylko we śnie. Jest takich kilka, które w marzeniach się powtarzają, a na jawie ich nigdy nie oglądałem...
Świat ten snów ma zupełnie odmienne bytu warunki. Najczęściéj chodzi się po nim boso, bez czapki, a gdy przyjdzie szukać czegoś, nigdy znaleźć nie można. Braknie zawsze jakiéjś rzeczy — i w końcu po długiéj męczarni, obudzić się potrzeba, aby wyzwolić się od niéj.
Nie znam marzenia bezkłopotliwego. Istny to obraz żywota.

(Ciąg dalszy nastąpi).