Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przezemnie rysunkami, dotąd się cudem jakimś zachował.
Czytałem zawczasu Krasickiego, Lafontaine’a, z niemieckich piérwszego Kleist’a. Babka nalegała na naukę języków i miała wielką słuszność.
Wspomniéć muszę jeszcze wuja Wiktora, byłego oficera artyleryi, który — tak samo jak dziad — na swój czas był człowiekiem niepospolicie wykształconym i wychowanym jak najstaranniéj.
Dziad był milczący, zamknięty w sobie, dobroduszny i poważny zarazem, choć się gospodarstwem zajmował. Sądzę, że ani wielkiego w niém zamiłowania nie miał, ani mu się w tém szczęściło. Gospodarstwo nie było łatwe, na nizinach wymakających często, a roli nie zbyt żyznéj. Z wielką gorliwością i miłośnictwem zajmował się za to ogrodem i drzewami.
Wuj Wiktor także na rolnika stworzonym nie był. Lubił literaturę, zajmował się sztuką, rysował i malował bardzo ładnie, odbył nawet do Włoch podróż artystyczną.
Książka, sztuka, koń i myśliwstwo były mu najulubieńszém zajęciem. Z wojska i lepszego towarzystwa warszawskiego wyniósł upodobania i nałogi, którym w dosyć osamotnionym Romanowie trudno było zadość uczynić.