Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cy, ale artyści na wzory tkanin, a i tu monotonia motywów rażąca.
Rozglądając się nieraz w malowanéj ceramice, w tkaninach — wszędzie, gdzie człowiek ze swą siłą twórczą mógł się choćby na małéj popisać arenie, — trzeba westchnąć nad ubóztwem, nad chłodem, nad niezręcznością, z jaką się ciągle oklepane motywa powtarzają lub przetwarzają. Jedną z przyczyn tego smutnego stanu jest, iż pewne rodzaje i gałęzie sztuki uważane są za podrzędne, zamałego znaczenia, i artyści, nie czując w sobie prawdziwie świętego ognia, nie tykają ich, lekceważą, a właśnie tuby zmuszeni byli do tworzenia i śmieléjby się wzięli do niego.
Każdy się porywa na największe zadania. Pomniejsze więc napozór (bo w sztuce nic małego niéma) pozostają ludziom, niemającym ani talentu, ani smaku.
Dawniéj najlichszy sprzęt kuchenny, lada obcęgi, wagę, młotek, rączkę od rondla wymyślał i wykuwał prawdziwy a skromny artysta; — dziś je robi rzemieślnik, gorzéj i nieudolniéj, niż dzicy ludzie w neolitycznéj epoce swoje siekiery i dłuta.
W Pompei niéma garnka, niéma kawałka bronzu powszedniego użytku, któryby liniami i ozdobami nie zasługiwał na nazwanie dziełem sztuki; — a dziś kto myśli, jak to będzie wyglądało? Tanio i kiepsko, to zadanie — aby prędko!...

(Ciąg dalszy nastąpi).