Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pamiętam tu wieczory z muzyką ptasią na błotach, słowikami w leszczynie ogrodowéj i koncertami żab, które w sadzawce po całych nocach „kumkały“ nieznużone. Nim ludzie powstawali, o brzasku przylatywał bocian, przechadzał się po podwórku i oczyszczał go ze śmielszych muzykantek.
Przed dworkiem ojciec siadywał na „balaskach“ i dumał, paląc fajkę, albo opowiadał; a miał pamięć taką szczęśliwą, że w niéj nie tylko każda muszka zachowywała się jak w bursztynie, ale się stroiła w szaty świetne...
Powtarzał co słyszał i widział w długiém życiu, a w ustach jego najprostsze opowiadanie stawało się poezyą, kunsztem, choć się sam o to nie starał.
Niekiedy do tych opowiadań o dawnych polskich czasach, o magnatach i ich fantazyach, pan de Larzac przynosił powiastki z Nieświéża, a kapitan Sobolewski przydawał doskonałe żołniérskiego życia obrazki ze swych kampanij z Dumouriezem i służby w wojskach rzeczypospolitéj.
Nadzwyczaj charakterystyczną figurą był ten kapitan ze swą fajeczką, kapciuchem, frakiem popielatym i miną żołnierską.
Pobyt długi we Francyi nie wydoskonalił go wielce w języku francuzkim, ale uczynił wolterzystą i niedowiarkiem. Matka nasza ze swą anielską łagodnością, ukradkiem starała się go książkami podsuwanemi nawracać — ale nie wiém czy się to na wiele przydało.
Sobolewski, który niedaleko mieszkał w małéj, własnéj posiadłości w Połonnym Hrudzie, z żoną staruszką, bezdzietny, był ubogi, ale na los nigdy się nie skarżył. Niekiedy do pana chorążego przychodził piechotą, czasem przyjeżdżał wózkiem. Nigdym go inaczéj nie widział, tylko, zawsze we fraku.
Pamięć miał przewyborną. Zasłuchywałem się w jego bitew i oblężeń opowiadaniu. Pomnę, że gdy mi wpadły naówczas pamiętniki Dumouriez’a