Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żyć w takiém społeczeństwie naprężoném, burzącém się, rzecz wcale niepowabna; a jak się tu spodziewać pomiarkowania i rozumu, gdy kwestya społeczna posługuje się głodem i nędzą!
Wojna nie plemion z sobą, nie państw, ale całych warstw głodnych — straszna to zapowiedź dla dwudziestego wieku.
Gdy pomyślimy, że przed pół wiekiem nikomu się o tém ani śniło...
Tak — to prawda, nie śniło się to, co przyjść miało, ale w powietrzu było oczekiwanie czegoś. Śniliśmy o idealnéj przyszłości... nadeszło idealne zamieszanie pojęć, stosunków — zarobku. Marzyliśmy braterstwo... zrodziły się nieprzebłagane nienawiści.

Jesień czuć już w powietrzu. Dwie wiosny, jedna po drugiéj stracone są dla mnie. Obie przesiedziałem zamknięty, nie widząc ich blasku, nie czując ich woni. Strata to niewynagrodzona, gdysię kocha naturę, zieloność, drzewa,