Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz powróćmy do życia przeszłego i przechowanych po niém pamiątek.
Ze wszystkich zabytków, stara książka stanowi najdroższy, najgodniejszy poszanowania. Jeżeli każdy szczątek jest relikwią, ona jest relikwią najcenniejszą...
Przeszła przez wiele rąk, karmiła i poiła pokolenia, rodziła myśli, zostały na niéj ślady łez, przyschły westchnienia.
Mam stare, jedno z pierwszych wydań XVI-go wieku „Psałterza“ Kochanowskiego, na który bez wzruszenia patrzéć nie mogę... Niektóre Psalmy widocznie silniéj mówiły do duszy... karty ich zmęczone... A téż wyczytane, wymodlone nasze książki pobożne, te broszury drobne, bez początku i końca, z których się ledwie kartek garsteczka przechowała?
Są książki, o których istnieniu wiemy stanowczo, a nikt ich dotąd nie widział...
To, co najchciwiéj czytano, tego już dziś prawie śladu niéma. Literalnie rozszarpano, spożyto ten chleb powszedni aż do okruszyn. Z tego, co nasz wiek, tyle papieru spotrzebowujący, w świat puszcza, stosunkowo mało téż pozostanie, z wielu i różnych powodów. Nawykamy coraz bardziéj nie szanować ani papieru, ani druku — i wiele drukowanego niekoniecznie téż poszanowania jest godne. Sam nawet materyał dzisiaj używany do podawania potomności spraw i dzieł naszych — wcale na trwałość nie jest obrachowany. Papier się rozsypuje w rękach, a szczególniéj efemerydy zdają się dbać o to, aby nazwanie swe trwaniem usprawiedliwiały. Nazajutrz, przeszedłszy małe kółko, popękane i podarte rzucają się w śmiecie...

(Ciąg dalszy nastąpi).