Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to być, abyście przy takiém podobieństwie nie mieli w charakterach coś wspólnego... Biedny Karol!
Podziękowałem tłumacząc się zajęciem. Nie odstąpił jednak.
— Mieszkam ztąd niedaleko — odezwał się — pan zajęcia nie masz, odwiedź mnie. Jestem natarczywym! prawda! śmiesznym, lecz gdybyś pan wiedział ile z tym drogim zmarłym węzłów mnie łączyło...
Ledwieśmy się rozstali — pobiegłem do mojéj izdebki dysząc, rozgorączkowany. Nie zapalałem świecy, nie kładłem się spać. Walka ta mnie zmogła i wyczerpała.
Potrzeba myśleć o tém czy mogę i powinienem tu pozostać. Niebezpieczeństwo jest wielkie, groźne. Nie jestem samego siebie pewnym. Raz udało mi się oprzeć — czy potrafię zawsze?
Iść — ale dokąd?”
„30 lipca.
Ułożyłem się tak z mojemi zatrudnieniami i czasem, aby nazajutrz spotkania z Bolkiem uniknąć. Po dniu byłoby ono stokroć niebezpieczniejszém: oczy, rumieniec, ruchy, zakłopotanie zdradzić by mnie mogły...
Uciekłem do dnia za miasto — nie powróciłem