Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głos mój zmodyfikować. Za pierwszemi słowy, które wyrzekłem, porwał mnie znowu za rękę i krzyknął:
— Na Boga! to ty, to jego głos!
Zmusiłem się do uśmiechu. Bolek cofnął się.
— Wistocie przypominam sobie — począłem — żem o ś. p. Karolu słyszał... Nie ulega wątpliwości, że został zabity... Znajdowałem się naówczas bardzo daleko od smutnego teatru téj historyi bolesnéj, lecz wiele o nim rozpowiadano... Nikt jednak z tych co go znali, między mną a nim nie znajdował podobieństwa...
— Boś się pan z nikim, coby z nim żył poufale, nie spotkał — przerwał Bolek. To nie jest podobieństwo, to coś takiego co niema wyrazu... Złudzenie dla mnie jest nadzwyczajne.. Czynisz pan wrażenie takie, jakbyś się silił być innym.
Przerwałem sucho:
— Ale — panie...
Zaczął mnie przepraszać.
Rozmowa zdawała się skończona, gdy niespodzianie Bolek dodał:
— Stoję ztąd o trzy kroki. Zrób mi pan tę łaskę, zajdź do mnie, zjemy razem moję podróżną wieczerzę. Będzie mi się zdawało, że odzyskałem tego, któregom tak kochał. Nie może