Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochę, ale losem tego człowieka przejęta, — sama nie wiedziała co odpowiedzieć.
— Nie pytaj mnie — odezwała się — rób co uznasz właściwém. Ja powinnam nawet nie okazywać mu, że wiem kim jest... Probuj — ale ja, przyznam ci, trwożę się... myśli mi się tak plączą!
— A! co za los tego nieszczęśliwego! co za przeznaczenie! Powrócić po latach tylu i żonę zastać zaślubioną innemu! My wiemy jakie to było małżeństwo, ale on mógł tę biedną męczennicę posądzić, że mu wiarę złamała.
Raz jeszcze rozpłakawszy się, Wanda sobie oczy zakryła. Gdy się wreszcie uspokoiła i wysłuchała całéj powieści mężowskiéj o Karolu, który tylko zataił przed nią niebezpieczeństwo, jakie groziło od Suraża — poczęli się naradzać jak wprowadzić Karola i zbliżyć go do dziecka.
Najtrudniejszém było wymódz to na nim, aby się starał zachować obojętnie, aby tę rolę zupełnie obcego, nieznajomego człowieka odegrał tak, by dziecku nie wydał się dziwnym i niezrozumiałym.
Bolek podejmował się wpłynąć na niego i stać na straży.
Klarci nie mówiono nic, ani że kogoś nowego