Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ubrania, nie mogąc go znaleźć zawołał Jakóba z gniewem.
Sługa wbiegł przestraszony.
— Co pan robi! — krzyknął — doktor kazał w łóżku leżeć...
Z twarzą zmienioną tak, że Jakób cofnął się przerażony, Karol się obrócił ku niemu...
— Ona umarła!! — zawołał głosem bolesnym — ona umarła! Ja ją raz jeszcze widzieć muszę — ja...
I chwytał odzież gorączkowo, a co wziął z rąk mu wypadało.
Jakób z twarzą zakrytą rękami płakał. Zatętniało w ganku. Do dworku wbiegł Bolek. Przewidywał on coś, czy chciał zapobiedz, aby wiadomość nie doszła do Karola — odgadnąć było trudno. Wszedł z twarzą posępną.
— Co się tu dzieje? gdzie Karol? — zapytał.
Jakób ręką wskazał na łóżko, przy którém stał Karol. Na widok przyjaciela rzucił się płacząc ku niemu...
— Wiem o wszystkiém — wyjąknął. — Bóg sam chciał abym w porę się dowiedział, iż ją straciłem. Żadna ludzka siła mnie nie wstrzyma... muszę ją widzieć — niech mnie poznają, wezmą,