Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieniały, a przed oczyma jego biegały światła i ciemności.
Baurowski spojrzał na niego...
— Co to? słabo panu? — zapytał.
Karol dał potakujący znak głową.
— Chodźmy do pokoju — rzekł doktor — połóż się...
Wielka boleść wlała chwilową energię w chorego.
— Pani Bogusławowa... jest źle, czy umarła? przebąknął jakby mimowoli.
Lekarz, ręką tylko w powietrzu zamachnąwszy, dodał smutnie:
— Umarła...
Weszli z Karolem do środka i Baurowski postrzegł wprowadziwszy go, że miał do czynienia z człowiekiem z bólu bezprzytomnym, a silącym się aby nie okazać cierpienia. Nie przypisywał tego jednak wcale rozmowie, ale następstwom przebytéj choroby. Kazał natychmiast położyć się Karolowi, zawołał Jakóba, dał mu stosowne rozkazy co miał czynić, zalecając spokój — odjechał.
Zaledwie bryczka, która go wiozła, potoczyła się ku wiosce, gdy leżący dotąd nieruchomie Karol zerwał się nagle. Drżał cały... Począł szukać