Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/717

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stasi, ale czyż to partya dla Zdzisia? Cóż tedy Susza, którą do kieszeni schować można i Wóleczka!... Czyż to dla hrabiego ma na całe życie starczyć? Cóż to za przyszłość?
— Ale tak jest! tak jest! wtórował kanonik — masz acani dobrodziejka zupełną słuszność. Oni na niego sobie parolik zagięli.... no! ale się nie dopuści....
Z Mangolda uważałem, że bardzoby hrabiemu był rad.... Imię mu przynajmniéj przyniesie i stosunki.
Ułożono tedy, ażeby kanonik namówił barona do uczynienia pierwszego kroku. Mangold od tych przygód, które córkę jego spotkały... spokorniał jakoś bardzo. Można się było spodziewać, że się da namówić na to, témbardziéj, iż Zdzisławowi winien był odwiedziny, a z całego sąsiedztwa on jeden tylko nie dał mu w czasie choroby żadnego dowodu współczucia.
Ksiądz Starski umiał to bardzo zręcznie przedstawić.... Baron wysłuchał wniosku, trudno było z jego mało wyrazistéj twarzy zmiarkować, jak go przyjął, parę razy prychnął — nakoniec po przestanku — w czasie którego przez okno patrzał długo na stajnię — oświadczył odwracając się nagle:
— A dla czegóż nie? a czemuż nie?... tego... ten — i owszem...
Pojechali karyklem jakimś do Suszy z liberyą i paradnemi szorami...