Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/676

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wesoło przywitał kapitana i ucałował rączki Stasi.
— A Herminia? zapytał.
— W Suszy od paru dni — odpowiedziała Stasia: taka z niéj gospodyni! Tyle ma do roboty...
— Ale zkądżeś pan tu się wziął? myśmy się go wcale nie spodziewali, przerwał kapitan.
— O! bom umyślnie bałamucił, aby Mini zrobić niespodziankę, zawołał Zdzisław. Naostatek ten nieznośny interes Alfa jakoś dobiłem. Sprzedałem mu korzystnie majątek. Wszystko skończone... a ja odetchnąć tu powracam...
Nie kazał Zdzisław bryczce ruszać, bo natychmiast chciał spieszyć do żony. Stasia radaby go była zatrzymała i nakarmiła, ale tak mu było pilno.
— Bryczkę, rzekł śmiejąc się, zostawię zdaleka, a sam cichuteńko się pieszo zakradnę i... spadnę jéj jakby...
— Z nieba! zawołała Stasia w ręce klaszcząc.
— A! tak mi niewysłowienie do niéj tęskno! tak pragnę ją widzieć!...
— Trochę się gniewa na was, szepnęła Stasia.. boście też nadużyli naszéj cierpliwości.
— A gdzież Alf? zapytał hrabia.
— W miasteczku prawie ciągle, poczęła Stasia; zdaje mi się, że Wilemski go w billard grać nauczył — i że z nim po całych dniach się zabawiają.
Zdziś ramionami ruszył.