Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/673

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Alf stał, nie wiedząc czy próbować dłuższéj rozmowy, do któréj garbus nie miał ochoty. W tém z głębi ozwał się głos:
— Z Panem Bogiem... nie macie tu co robić... Ziemi u mnie dla was nie ma, pieniędzy waszych nie potrzebuję... Dosyć tego...
Blady, trzęsąc się z gniewu, Alf słowa już nie mówiąc odszedł powoli, nie oglądając się po za siebie. Przesunął się przez izbę i powlókł do bryczki.
Dziki człowiek ze swą pogardą i słowy szorstkiemi, zrobił na nim wrażenie grozy jakiéjś niepokojące, pierwszy raz gniew z niego buchał — którego zwykłą dobroduszną twarzą pokryć nie umiał. Postanowił utaić całą tę wyprawę, i kazał jechać do Wólki, spodziewając się ochłonąć przez drogę...


∗             ∗

Dwa miesiące upływały od wyjazdu Zdzisława, którego listy do żony w początkach częste i pełne tęsknoty a niecierpliwości, stały się rzadszemi i w końcu ton ich w żartobliwy się zmienił. Pewne formy czułości odzywały się w nich, jakby z nałogu, ale Herminia nie poznawała w nich dawnego Zdzisława. Mało téż o nim mówiła, i powrót jego, o którym zrazu nieustannie ze Stasią marzyły, niemal się stał obojętnym. Alf podrzucał jéj listy przyjaciela swego, które malowały Zdzisia jako rozkochanego wielbiciela pani K... Hrabina pisy-