Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/671

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Co robić!! Trzeba się całować, póki się nie można pomścić...
— Mścić się? a pewnie! ząb za ząb! ale jawnie i nie ściskając, chyba za gardło — zamruczał spluwając pan Sebastyan... ręką na drzwi wskazując...
Alf się zmieszał...
— Wy go także nienawidzicie?
— Jego — rodu ich... i wszystkich paniczów, jak ty... nie cierpię... brzydzę się gnojem! Zdrajców nienawidzę...
Po coś tu przyszedł?...
Widzę, żeś mi się tu wcisnął, aby mnie podejść, albo się mną posłużyć — ho! ho! Jam nie z tych ludzi, co się dają ciągnąć — ja... wlokę i gniotę!
I powtórnie drzwi pokazał.
Zbladł Alf... wstał i już miał się zawrócić ku progowi, gdy stary zawołał nań:
— Co on ci zrobił?
— Zdradził mnie! odebrał mi skarb jedyny... kobietę, którą kochałem... Rachunek między nami zaczęty, ale nieskończony... Obaj go nienawidzimy, myślałem, że w was znajdę sprzymierzeńca...
— Ja przymierza niczyjego nie potrzebuję, wojuję sam, mszczę się sam... siły mam dosyć! Chodzę samopas, nie wiążę się z nikim, a najmniéj z takimi hładyszami... Dla mnie téż skończono wszystko, i zemsty dość, i świata po póty...