Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/654

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żono sprawę do namysłu. Wieczorem hrabia wspomniał o tém Herminii.
— Zrób co chcesz — zawołała — lecz zmiłuj się i siebie, i mnie uwolnij od téj przyjaźni, która jest kamieniem u szyi. Ja się tego człowieka lękam... męczy mnie jego obecność... Dłużéj tak pozostać niepodobna.
— Więc pojadę, rzekł Zdzisław ściskając żonę — ale cóż będzie z tobą?
— Przeniosę się do Wólki, zamknę się w pokoju, nie wyjdę za próg... co chcesz...
O! Wólka nie obroni cię — bo on tam będzie dojeżdżał...
— Ze Stasią i kapitanem ja się go nie boję, damy sobie rady — odezwała się hrabina. Niech tylko nie zostaje w Suszy i przeniesie się do miasteczka...
Były rozmaite trudności do zwyciężenia, lecz w kilka dni usunięto je, hrabia się namyślił, postanowił jechać, przyjął umocowanie. Spodziewał się interes ukończyć bardzo rychło. Nigdy mu na myśl nie przyszło, żeby biedny ów Alf, tak mądrze umiał wszystko obrachowywać. Jak tylko wyjazd postanowiony został, Robert natychmiast porwał rzeczy, najął ten sam dworek, w którym niegdyś z matką mieszkali, pożegnał najczuléj gospodarzy i wyniósł się z Suszy.
Herminia mogła odetchnąć swobodniéj, pomimo to hrabia nalegał, ażeby na te dni kilka, kilkana-