Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/653

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale mój Alfie — przerwał Zdzisław — to już nadto! Chcesz mnie ztąd wyprawić? ażebyś sam z moją żoną pozostał... Ani dla niéj, ani dla oczu ludzi uczynić tego nie mogę. Kochałeś się w niéj zapamiętale... radzę, żebyś zupełnie pozbył się tego uczucia. Wierzę ci, wierzę jéj — ale — to nie uchodzi.
Alf dokończyć mu nie dając, odparł żywo:
— Ale to rzecz naturalna, że gdybyś miał jechać, jabym się z Suszy wyniósł. To rozumiem! Wyjadę choćby do miasteczka. Celà va sans dire... Żona twoja mogłaby ten czas przebyć w Wólce — a mnie niechby tylko wolno było czasami tam zajrzeć... Tego mi przez litość nie zabronicie.
Zdzisław zamyślony nie zaraz odpowiedział. W istocie był to może jedyny sposób zmienienia tych stosunków nieznośnych. Lecz jechać, jechać na długo od żony, porzucać ją samą! przykro mu było...
— Nad tém potrzebaby się namyślić, rzekł w końcu — muszę się nawet z Herminią naradzić. Wreszcie możebyśmy pewnego człowieka znaleźli, a mniebyś uwolnił...
Alf dawnym obyczajem rzucił mu się na szyję.
— Ale jedź ty — ty — ja tobie jednemu ufam... Co tam mam, to cały mój majętek... to ostatki! Czyżbyś tego nie uczynił dla przyjaciela?
Mówili jeszcze o tém czas jakiś — lecz odło-