Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/630

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Robert, jak niegdyś korzystał z każdéj zręczności, gdy się mógł do Herminii zbliżyć... trochę to niecierpliwiło Zdzisława, lecz nie mógł od pierwszego dnia okazać śmiesznéj zazdrości...
Wieczorem jednak, gdy Alf nareszcie odszedł z Rochem, hrabia odetchnął swobodniéj.
— Nie wiem, rzekł, jakie to na tobie czyni wrażenie, ale mnie te czułości i zabiegania Alfa koło ciebie trochę niecierpliwią.
Dawniéj — to się tłómaczyło, dzisiaj, mogłoby być... śmiesznością...
Herminia zaprotestowała.
— Proszęż cię, czyż myślisz być zazdrosnym? toby dopiero było istotnie śmiesznością...
Zdziś ramionami ruszył.
— Jeżeli to Alfowi nie przejdzie, odezwał się, a zechce nam krok w krok towarzyszyć wszędzie, grając rolę rozkochanego przy tobie... przyznam się, że moja mężowska godność i powaga srodze na tém cierpieć będzie musiała. Ludzie są złośliwi... mogą z tego stworzyć...
Oburzyła się Herminia.
— Jeżeli od pierwszego dnia już cię to dręczy — cóż będzie potém? odezwała się; położenie istotnie i dla mnie nieznośném się stać może... Mój Zdzisiu, miejże rozum i nie kuj sobie trosk umyślnie... Wszystko się daleko szczęśliwiéj skończyło, niżeliśmy się mogli spodziewać; dajże czas Alfowi,