Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/631

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby ostygł, poszukał sobie nowego przedmiotu... i mnie przestał prześladować.
Zdzisław nie powiedział nic, śpiewał i świstał, lecz chodził zamyślony. Nazajutrz może dla uniknienia Alfa w domu, sam poszedł do niego, lecz spotkali się na drodze i musieli do willi zawrócić,
Robert niósł bukiet dla Herminii, postarał się o jakieś nuty, o których wczoraj wspomniała. Zdzisław wdzięczen być musiał i dziękować — ale był chmurny. Herminii ta stałość biednego chłopca przykrą nie była. Uśmiechała mu się i wesoło z nim rozmawiała.
Tak się rozpoczęło nowe życie. Zdzisławowstwo wybierali się na wieś. Kapitan Porowski napisał już, że domek dla pary nowożeńców, którym wszędzie jest dobrze, gdy się kochają, starczy wyśmienicie, że ogródek jako tako wygląda, i że budowelki niezbędne pokończone. Było więc można jechać do Suszy. Alf się wybierał z nimi; rzecz od razu postanowiona zmienić się już nie mogło, chociaż Zdzisław kilka dni przebywszy w towarzystwie Alfa, nie zupełnie był rad nieustannemu jego nadskakiwaniu Herminii i wcieleniu się do domu. Nie była to jeszcze zazdrość, do któréj najmniejszych przyczyn nie dała żona, lecz niepokój niewysłowiony. Alf mu zawadzał.... Oczy jego wiecznie się modlące do Herminii, westchnienia, rola siżysbeja, którą odegrywał niezmordowany, przykrzyły się Zdzisławowi; znajdował nawet, że Herminia niedo-