Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/585

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razy Herminia oddaliła się na chwilę, potrzebując się przed kimś spowiadać, pani Laura opowiadała jéj o swoim synu, o jego podróży, o niepokoju, jakiego doznawała... Nad wieczór tak się dobrze porozumiały z sobą, że czuła dozorczyni zaczęła kłaść na kolanach kabałę dla choréj, i tłómaczyć jéj jak najszczęśliwiéj przyszłość, którą zatłuszczone karty wróżyły.
— Już to prawda, odezwała się w końcu pani Szmitowa, gdyż tak się zwała dozorczyni — że ja z kartami obejść się umiem niczego i powróżyć, ale muszę przyznać się, że mnie do starego dziadka, jak my go nazywamy — ani się umywał. Ten to czyta z kart jak z książki, a przyszłość z wody, z fusów, z rąk, z wosku, ze wszystkiego umie dobyć... bo to człowiek z głową... co się nazywa z głową...
Nie mając nic do czynienia, pani Robertowa słuchała i zaczęła rozpytywać o dziadka.
Szmitowa się nad nim obszernie rozwodziła, dodając, iż témbardziéj mógł być zajmującym dla choréj, że albo pochodził z tego samego kraju co ona i był landsmanem, albo przynajmniéj długo tam przebywał. Skończyło się na tém, iż pani Robert’owa widzieć go zażądała, a kobieta obiecała przyprowadzić.
— To człowiek porządny — dodała, jego tu i do największych domów, panie hrabine i generałowe wzywają, aby im przyszłość przepowiadał. Umie się znaleść w każdém towarzystwie i językami mówi różnemi...