Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/586

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaciekawiło to tém więcéj panią Robert’ową, i na dzień następny proroka sobie zamówić kazała. Aż do wieczoru przebyli u choréj Herminia i hrabia; Zdzisław wreszcie miał ją odprowadzić do ojca... ale tam sami z sobą być nie mogli, siedli więc do powozu, kazali się wieźć gdzie zechce woźnicy, i godzin kilka spędzili razem marząc o przyszłości...
Nie godziło się pani Robert’owéj w takiéj chwili porzucać. Za powrotem Alfa, Zdzisław miał mu odkryć wszystko, i wyjechać na wieś z żoną. Maleńka Susza starczyła im za gniazdo... Tegoż dnia hrabia napisał do kapitana, zaklinając go, aby mu jakikolwiek dach i przytułek urządzić się starał...
Trochę późno wrócił Zdziś do swojego mieszkania rozmarzony i jakby odrodzony. Zdawało mu się, że tak był szczęśliwy, iż występnym być nie mógł!
Alf został zapomniany...
Nazajutrz rano pani Szmitowa oznajmiła proroka na jedenastą... Chora go z wielką niecierpliwością oczekiwała. O naznaczonéj godzinie otwarły się drzwi i wszedł człowieczek stary, w siwéj z kasztanowatém peruczce, w starym ale czystym fraku, z kapeluszem ogromnego formatu w ręku, wykrygowany i jak tancmistrz stawiający nogi powyłamywane, z czarném pudełeczkiem pod pachą.
Wyglądał dziwnie — oryginalnie... Wyskakująca