Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak — kocham ją — kocham do szaleństwa! zawołał zbiegając ze wschodów... a co z tego wszystkiego wyniknie... krzywoprzysięstwo — zdrada, nie na mojém będą sumieniu. Ci ludzie rzucili mnie sami na to bezdroże... innego wyjścia nie było! Żeniąc się nie domyślałem, że mnie kocha — teraz nie ja rozstrzygam, ale ona i jéj miłość o naszym losie...
W pierwszéj chwili postanowił był otwarcie wyznać wszystko przed panią Robert’owa i Alfem, lecz znalazł ją chorą i doktora przy łóżku, a Alfa strapionego na wyjezdném... To cierpienie ich nie dozwalało mu ust otworzyć. Alf polecał matkę płacząc, jechał, bo był zmuszony, w największéj o nią trwodze. Zdzisław zaraz nazajutrz przyrzekł sprowadzić lekarzy, i prosić Herminii, ażeby jéj nie odstępowała. Gorączkowo wyprawiano Alfa, który także obawiał się spóźnić, bo tam czekał nań umierający...
Pomimo wrażeń tego pożegnania — Zdzisław całą noc przechodził po swym pokoju, uspokoić się nie mogąc. Tłómaczył się sam przed sobą tém, że o miłości Herminii nie wiedział, i że ona wkładała nań najświętsze obowiązki...
Nazajutrz rano sprowadzeni lekarze berlińscy znaleźli stan pani Robert’owéj dosyć groźnym, ale nie zrozpaczonym. Naganili wyjazd z Włoch... przepisali coś i odjechali, i nie odbierając nadziei.