Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/571

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zdaje się, że Herminia je uczuła, kilka razy nie mówiąc zwróciła się ku niemu, przysługując mu się przy śniadaniu, zapytując o drobne szczegóły. Głos jéj nie drżał wcale... pewna była siebie i dziwnie uspokojona. Alf ją pożerał oczyma... Do miłości jego przybyła teraz wdzięczność za ukochaną matkę — mówił sobie w duchu, że gotów czekać cierpliwie, męczyć się, milczeć... znieść wszystko, co mu nakażą — byle nie stracić nadziei...
Herminia była téż tego dnia milsza dla niego, niż zwykle...
Obudzał w niéj litość może...
Wśród tego śniadania dwa czy trzy razy wychodziła Herminia dowiadywać się o panią Robert’ową, zanosiła jéj sama to, co lekarz pozwolił... Ile razy znikła mu z oczu, Alf spowiadał się ze swych uniesień Zdzisiowi... Hrabia milczał... Na nim widać było dnia tego najmocniéj wrażenie doznane wczora, ukryć go nie umiał... Potrzebował samotności i spoczynku z sobą, a że pani Laura lepiéj się miała, mógł wyjechać konno na przejażdżkę.
Alf z razu chciał mu towarzyszyć, potém wyrachował, że straci zręczność widzenia Herminii, która ciągle przy matce jego, z nim razem była — i pozostał.
Hrabia już był w korytarzu, a koń w ganku, gdy ta, którą żoną nazwał, wysunęła się z pokoju