Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po twarzy i znikł... Była poważna a smutna, jak zawsze...
Sama podała mu filiżankę herbaty i usiadła milcząca...
Od wczorajszego dnia stosunek był ich zmieniony, ale Zdzisław walczył z sobą noc całą... Miał na oczach Alfa i jego miłość, która nawet w chwili niebezpieczeństwa i choroby matki wyrażała się tak ogniście — iż litość w nim obudzała. Postanowił najmocniéj nie uledz budzącemu się uczuciu, zwyciężyć je, a jak sumienie kazało, pracować nad tém, aby w Herminii obudzić przywiązanie do przyjaciela...
Zdawało mu się, że tym heroizmem wszystkie swe grzechy okupi...
Postanowienie to jednak trwało dopóty, dopóki się nie znalazł w obec téj, która mu wczoraj miała powiedzieć odwagę: — Nie będę niczyją, tylko twoją...
Tego ranka Herminia wydała mu się stokroć piękniejszą, niż w ślubnych szatach, w dniu wesela, niż kiedykolwiekbądź w życiu...
Oczy jéj czarne patrzały z takim spokojem i odwagą królewską... Pierwszy raz Zdziś zaczął się wpatrywać w każdy szczegół téj postaci, którą dawniéj widział tylko jako prześliczną całość... Białe jéj ręce, ramiona, kibić giętka i zręczna, ruchy pełne wrodzonego wdzięku... przesunęły się przed jego oczyma i wypiętnowały w pamięci.
Chociaż te wejrzenia ukradkowe były i tajemne,